Francuski thriller polityczny

Kategorie:
W normalnych okolicznościach Francuzi narzekaliby teraz, że ich reprezentacja nie gra wystarczająco dobrze w mistrzostwach Europy w piłce nożnej (choć przechodzi do kolejnej rundy) albo na rozpoczynające się 26 lipca w Paryżu igrzyska olimpijskie albo na inne rzeczy. Tymczasem prezydent Emmanuel Macron zafundował narodowi thriller polityczny. Francuzi żyją w zawieszeniu, czekając na wyniki II tury wyborów 7 lipca.
 
Co wiemy? I turę 30 czerwca wygrało Zjednoczenie Narodowe (RN oraz odłam Republikanów), zdobywając ponad 33% głosów (samo RN 29%). 76 mandatów na 577 jednomandatowych okręgów zostało już obsadzonych w I turze (w tym 39 przez RN, 32 przez lewicowy Nowy Front Ludowy). Większość bezwzględna w Zgromadzeniu Narodowym wynosi 289 głosów.
 
Nie wiemy, kto zagłosuje, kto zdobędzie mandaty i kto będzie rządził. Jest też kluczowe pytanie: czy jest sens za wszelką cenę utrzymywać Zjednoczenie Narodowe z dala od władzy, skoro najwyraźniej duża część społeczeństwa chce, żeby rządziła skrajna prawica? Ale po kolei.
 
Kto zagłosuje i kto dostanie mandaty? Po I turze wielu wyborców zostało „sierotami”. Nie tylko dlatego, że ich kandydaci nie zakwalifikowali się do II tury (mogą do niej przejść 2, 3 albo nawet 4 osoby w zależności od tego, jak rozłożą się głosy i jaka będzie frekwencja). Aż 218 kandydatów wycofało się z udziału w II turze (81 centrystów i aż 127 kandydatów lewicy)! Były to osoby, które z I tury wyszły z mniejszym poparciem i, co za tym idzie, miały mniejsze szanse pokonać lokalnego kandydata RN. Broniąc republikańskich wartości przed skrajną prawicą, zrezygnowali, by zwiększyć szanse na wygraną innych kandydatów (lewica i centrum stworzyły tzw. front republikański).
W efekcie Édouard Philippe (były premier Macrona w latach 2017-2020) ogłosił, że „bez radości w sercu” będzie głosował na kandydata komunistów. Ale czy wyborca lewicy będzie np. w stanie zagłosować na Élisabeth Borne (premierkę Macrona w latach 2022-2024), która podwyższyła wiek emerytalny?
To, że kandydaci się wycofali, nie oznacza jeszcze, że ich wyborcy po pierwsze pójdą na wybory, a po drugie, że oddadzą ważny głos na pozostałego „republikańskiego” kandydata. Mogą zostać w domach, oddać nieważne głosy, a nawet zagłosować na RN (np. w proteście). Może się okazać, że front republikański przeciwko skrajnej prawicy istnieje głównie na poziomie przywódców politycznych, a nie zdezorientowanych wyborców.
 
Kto będzie rządził? Możliwych jest bardzo wiele scenariuszy.
 
Po wyborach prawdopodobnie trudno będzie o jakąkolwiek większość bezwzględną. Pierwsze prognozy po I turze dawały skrajnej prawicy maksymalnie 280 mandatów. Jednak, jak oszacował szef instytutu IPSOS, który je przygotował, wycofanie kandydatów przez lewicę i centrum, może kosztować RN i startujący z nim odłam Republikanów 40 mandatów (zakładamy, że część wyborców zagryzie zęby i zagłosuje wbrew swoim przekonaniom). Zatem wizja większości bezwzględnej dla Marine Le Pen i Jordana Bardelli się oddala. Nie może na nią liczyć także lewicowy Nowy Front Ludowy.
 
Podobno prezydent Emmanuel Macron powierzy Jordanowi Bardelli (przewodniczącemu RN) misję tworzenia rządu, jeśli skrajna prawica będzie miała co najmniej 260 mandatów. Sam Bardella mówi, że po wyborach stworzy rząd „unii narodowej”, ale wcale nie chodzi mu o szeroką koalicję, tylko rząd złożony z RN, odłamu Republikanów i przedstawicieli społeczeństwa obywatelskiego. Z RN płyną głosy, że jeśli będzie im brakować niewielu mandatów podejmą się tworzenia rządu, szukając chętnych do współpracy z innych partii. Teoretycznie może będą w stanie zbudować koalicję z prawicową partią Republikanie (przed wyborami w ugrupowaniu doszło do rozłamu, bo jej przewodniczący Éric Ciotti jednoosobowo zawarł sojusz z RN, ale nie poszła za nim reszta aparatu partyjnego).
 
Teoretycznie jest także możliwa szeroka większościowa albo prawie większościowa koalicja od Republikanów przez centrum po lewicowy sojusz Nowy Front Ludowy (raczej bez zbyt radykalnej dla wielu Francji Niepokornej). Tylko, że we Francji (inaczej niż w krajach, gdzie mamy proporcjonalną ordynację wyborczą) nie ma obecnie tradycji rządów koalicyjnych (zawierania kompromisów w kwestiach programowych). Na razie front republikański ogranicza się do zmniejszania szans RN na zwycięstwo, a nie na budowaniu powyborczej współpracy.
 
Może się więc skończyć na „jakimś” mniejszościowym rządzie, który ciężko będzie zastąpić stabilniejszym z powodu braku większości, ale który nie będzie nawet w stanie doprowadzić do przyjęcia budżetu swojego autorstwa ani przeprowadzić większych reform. A wtedy za rok (wcześniej nie można) Francję mogą czekać następne przedterminowe wybory…
O tym, czy trzeba za wszelką cenę powstrzymać skrajną prawicę od przejęcia władzy to już innym razem.
 
Joanna Różycaka-Thiriet
Polska Fundacja im. Roberta Schumana
 
***
Wesprzyj nas – działamy również w Twoim imieniu!
Skip to content